List miłosny Pabla Nerudy do języka – margines

- Kultura - 5 listopada, 2025
List miłosny Pabla Nerudy do języka – margines
List miłosny Pabla Nerudy do języka – margines

Słowa: List miłosny Pabla Nerudy do języka

“Słowa są wydarzeniami, robią rzeczy, zmieniają rzeczy. Przemieniają zarówno mówiącego, jak i słuchacza… podsycają zrozumienie lub emocje tam i z powrotem i wzmacniają je” Ursula K. Le Guin napisał. Słowa to niewidzialne ręce, którymi się dotykamy, czujemy kształt świata, przechowujemy własne doświadczenia. Żyjemy w języku – jest to nasza wewnętrzna narracja wplata wydarzenia z naszego życia w opowieść o nas samych. Kochamy w języku — jest to dźwignia każdej głębokiej i wartościowej relacji, o której wiedziała Adrienne Rich „proces delikatny, brutalny, często przerażający dla obu zaangażowanych osób, proces udoskonalania prawd, które mogą sobie nawzajem opowiadać”. Kiedy dwie osoby spotykają się w trzecim języku, części każdej z nich zawsze pozostają niezaspokojone przez drugą. Kiedy dwoje ludzi spotyka się w tym samym języku, muszą nauczyć się rozumieć to samo za pomocą tych samych słów, aby spotkać się w prawdzie. Musimy więc kochać język, aby dobrze kochać siebie nawzajem, aby kochać własne życie.

Nie znam większego listu miłosnego do języka, do jego prostych przyjemności i nieskończonej złożoności niż ten Pabla Nerudy (12 lipca 1904 – 23 września 1973) zagłębia się w wydanym pośmiertnie Pamiętniki (biblioteka publiczna) pod nagłówkiem „Słowa” — prozą strumienia świadomości, zagnieżdżoną pomiędzy rozdziałami o jego zmieniającym się życiu w Chile i ostatecznym wyborze opuszczenia Santiago, „uwięzionego miasta pomiędzy ścianami śniegu”, pół życia przed jego śmiercią otrzymał Nagrodę Nobla za „poezję, która za pomocą żywiołowej siły ożywia przeznaczenie i marzenia kontynentu”.

Grafika autorstwa Julie Paschkis z Pablo Neruda: poeta ludu

Pokolenie po wkroczeniu Virginii Woolf jedyne zachowane nagranie jej głosu że „słowa należą do siebie” – pisze Neruda:

… Możesz mówić, co chcesz, tak, ale to słowa śpiewają, wznoszą się i opadają… Kłaniam się im… Kocham je, lgnę do nich, spławiam je, wgryzam się w nie, roztapiam je… Tak bardzo kocham słowa… Te nieoczekiwane… Te, na które czekam zachłannie lub prześladuję, aż nagle opadną… Samogłoski, które kocham… Błyszczą jak kolorowe kamienie, skaczą jak srebrna ryba, są pianą, nicią, metalem, rosą… Biegnę po pewnych słowach… Są tak piękne, że chcę je wszystkie zmieścić w swoim wierszu… Łapię je w locie, jak brzęczą obok, łapię je, oczyszczam, obieram, stawiam przed talerzem, mają dla mnie konsystencję krystaliczną, wibrującą, kości słoniowej, roślinną, oleistą, jak owoce, jak algi, jak agaty, jak oliwki… A potem je mieszam, potrząsam, piję, połykam, rozgniatam, ja przyozdabiam je, pozwalam im odejść… Zostawiam je w moim wierszu jak stalaktyty, jak kawałki wypolerowanego drewna, jak węgle, resztki z wraku, dary z fal… Wszystko istnieje w słowie… Idea przechodzi całkowitą przemianę, ponieważ jedno słowo przesunęło się na swoje miejsce lub dlatego, że inne osiadło jak zepsuty drobiazg we frazie, która się jej nie spodziewała, ale jest jej posłuszna… Mają cień, przezroczystość, wagę, pióra, włosy i wszystko, co zebrali z tak częstego toczenia w dół rzeki, od tułaczki z kraju do kraju, od tak długiego zakorzenienia… Są bardzo starożytne i bardzo nowe… Żyją w ukryciu na marach i w pączkującym kwiacie.

Grafika autorstwa Julie Paschkis z Książka Rozwlekła

Wplecione w pełną pasji odę Nerudy do jasności języka, jest także przypomnieniem ciemności, z których powstało jego światło:

Jaki mam wspaniały język, to piękny język, który odziedziczyliśmy po zaciekłych konkwistadorach… Przemierzali gigantyczne kordyliery, surową Amerykę, polując na ziemniaki, kiełbaski, fasolę, czarny tytoń, złoto, kukurydzę, jajka sadzone, z żarłocznym apetytem, jakiego od tamtej pory nie ma na świecie… Połykali wszystko, religie, piramidy, plemiona, bałwochwalstwo, takie same jak te, które przywieźli w swoich ogromnych workach… Gdziekolwiek poszli, oni zrównali ziemię… Ale słowa spadały jak kamyki z butów barbarzyńców, z ich brod, ich hełmów, ich podków, świetliste słowa, które pozostały tu błyszczące… nasz język. Wypadliśmy na przegranych… Wyszliśmy na zwycięzców… Zabrali złoto i zostawili nam złoto… Zabrali wszystko i zostawili nam wszystko… Zostawili nam słowa.

Grafika autorstwa Palomy Valdivii dla Pablo Nerudy Księga pytań

Zapominamy o tym, ale jest to prawda zarówno niewygodna, jak i wyzwalająca – że nie ma zmarnowanych doświadczeń, że załamania serc, katastrofy, plądrowanie zaufania i terytorium pozostawiają po sobie nasiona czegoś nowego. Nasz świat narodził się z brutalności i powstał z gruzu, który cztery i pół miliarda lat temu zaroił się od Słońca, a następnie połączył się w skaliste ciała, które następnie sproszkowały się nawzajem w serii gwałtownych zderzeń, które wyrzeźbiły Ziemię i Księżyc. Słowa też mogą to zrobić — wszechświaty perspektyw zderzają się, aby ukształtować nadającą się do zamieszkania prawdę, aby kształtować historie, które sobie opowiadamy, aby żyć, historie, które opowiadamy sobie nawzajem i które nazywamy miłością.

źródło

0 0 głosów
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Wszystkie
Follow by Email
LinkedIn
Share
Copy link
Adres URL został pomyślnie skopiowany!
0
Would love your thoughts, please comment.x